Od czasu pojawienia się na ekranie z latami 62 Dr Nie, sześciu aktorów oficjalnie wcieliło się w rolę Jamesa Bonda. I każdy z nich umieścił swoje własne pieczątki na ukochanym dziele Iana Fleminga z licencją na zabijanie z różnym powodzeniem. Sean Connery i Daniel Craig najlepiej uosabialiby zimną, wyrachowaną stronę agenta 007, Roger Moore postać z uniesioną brwią, żartobliwa Dekada, jedyny w swoim rodzaju George Lazenby przychodził i odchodził, zanim naprawdę mogliśmy dostać koralik na nim, a Timothy Dalton poczułby się trochę jak bezpłciowy symbol zastępczy szyfru podczas najbardziej niezapomnianego i przejściowego okresu franczyzy okres. Ale co z Piercem Brosnanem?
Zanim wkroczymy zbyt głęboko w te wody, pozwólcie, że zacznę od stwierdzenia, że zawsze wykopywałem Brosnana jako agenta 007. Żaden inny agent MI6 nie wyglądał lepiej w smokingu niż on, a on miał idealną mieszankę fajnego, tajemniczego mężczyzny, grozy i gładkiego playboya. Ale myślę też, że można postawić dość otwartą i zamkniętą sprawę, że był jedynym wielkim Bondem, który nigdy nie pojawił się w świetnym filmie o Bondzie. I twierdzę również, że jego najlepszym występem był jego pierwszy występ w 1995 roku
Złote Oko— solidny, ale wciąż drugorzędny występ agenta 007 — który akurat trafił do kin 25 lat temu.Niezwykły producent obligacji, Albert „Cubby” Broccoli, początkowo chciał, aby wziął go irlandzki Brosnan nad najsłynniejszą rolą na świecie po tym, jak Moore ogłosił, że wycofuje się z serii 1985 Zabójczy widok. Moore miał 57 lat i stawał się trochę jędzowaty i długi w zębie, by przekonująco zagrać najbardziej śmiercionośnego (i najbardziej napalonego) superszpiega na świecie. Nie wspominając już o tym, że od lat nie robił własnych akrobacji, co było boleśnie (a czasem przezabawnie) oczywiste dla każdego, kto miał przycisk pauzy na magnetowidzie.
Wtedy Brosnan był kimś więcej niż tylko napalonym, by przejąć Moore'a. W końcu natychmiast wyrzuciłoby go to na listę A, a nie jest to rola, którą się odrzuca. Ale tuż przed tym, jak mógł odebrać swojego Walthera PPK z Q branch, programu telewizyjnego, w którym wtedy brał udział, Remingtona Steele'a, dostał zielone światło na kolejny sezon od NBC i był zobowiązany umową do powrotu. Wyszedł, zanim jeszcze wszedł.
Cztery lata do przodu – i dwa agresywnie przeciętne rozdziały Daltona – i franczyza znalazła się na kolejnym rozdrożu. Dzięki drażliwej i czasochłonnej łatce prawnej biurokracji z udziałem Broccoli i nieświadomych nowych właścicieli korporacyjnych MGM, filmy o Bondzie zostały zamrożone na sześć długich lat. W międzyczasie powrót Daltona do roli stawał się coraz większym znakiem zapytania. Pierwotnie zapisał się do trzech filmów jako 007, a mózg Bonda nie był przekonany, że po tak długiej przerwie miało sens, aby Dalton wrócił tylko na jeden film, zanim teoretycznie przekażą pałeczkę innemu aktorowi. Dali więc Daltonowi wybór: albo zapisać się na cztery lub pięć kolejnych podwójnych kontynuacji O albo odejść. Wybrał spacer.
Broccoli znalazł się teraz z powrotem w miejscu, w którym zaczął – w poszukiwaniu nowego Jamesa Bonda. Brosnan był oczywistym wyborem. Ale jego kariera nie eksplodowała dokładnie poRemingtona Steele'a. Doniesiono (chociaż trzeba wziąć te rzeczy z kilkoma ziarnami soli), że Mel Gibson, Hugh Grant i Liam Neeson otrzymali tę rolę od Broccoli i przeszli. Więc kiedy jego numer w końcu pojawił się ponownie, Brosnan skorzystał z okazji, by zagrać 007. Przyjęcie tej roli miało poczucie, że aktor odziedziczył swoje pierworództwo (pierwszy film, jaki Brosnan zobaczył w kinie, to Złoty palec, a nawet jego pierwsza żona, Cassandra Harris, była „dziewczyną Bonda” w latach 81. Tylko dla twoich oczu). Poza tym wypłata w wysokości 1,2 miliona dolarów, którą miał otrzymać, prawdopodobnie również nie skomplikowała jego decyzji.
Teraz musieli tylko wymyślić scenariusz do debiutu Brosnana w Bondzie. Ale nawet to przyniosło nowy zestaw problemów. Podczas długiej przerwy świat zmienił się diametralnie. Runął mur berliński, zakończyła się zimna wojna, a niegdyś budzący grozę Związek Radziecki stał się teraz sojusznikiem Zachodu. Filmy o Bondzie, które zawsze przedstawiały napięcie między Wschodem a Zachodem, teraz również musiały się zmienić. Nie wspominając o tym, że podczas tej samej sześcioletniej przerwy trio hollywoodzkich gwiazd wagi ciężkiej (Arnold Schwarzenegger, Sylvester Stallone i Bruce Willis) dostali młotek na dużym bilecie, gatunek akcji, w którym wszystko się rozkręca.
Scenariusz autorstwa Jeffreya Caine'a i Bruce'a Feirsteina Złote Oko (nazwa pochodzi od jamajskiej posiadłości, w której Ian Fleming napisał wszystkie powieści o Bondzie) próbuje ominąć tę kłopotliwą sytuację Nowego Porządku Świata, jedząc barszcz i jedząc go. Fabuła obraca się wokół zbuntowanego rosyjskiego generała, który łączy siły ze zdrajcą agenta MI6, o którym od dawna uważa się, że nie żyje, aby zdobyć sowiecką broń o nazwie GoldenEye, który ma moc wysyłania impulsu elektromagnetycznego z kosmosu i okaleczania Zachodu, powodując, że miasta stają się ciemne, a amerykańskie myśliwce spadają z niebo. Jest też wygłodniała, napędzana S&M rosyjska femme fatale, która miażdży swoje podboje między udami i ukochaną renegatem Russkim. Aha, i niezły pokaz akcji, w którym Bond jeździ wojskowym czołgiem ulicami Sankt Petersburga.
Złote Oko jest w rzeczywistości o wiele lepszy niż ta niedorzeczna miniaturka fabuły, która wydaje się brzmieć, głównie z powodu Brosnana, który pasuje do roli 007 jak rękawiczka z filmu scenografia przed tytułem — skok na bungee ze szczytu tamy, który prowadzi do jego ataku na sowiecki obiekt broni chemicznej (zapora znajduje się w Ticino, Szwajcaria). Jak już wspomniałem, mężczyzna w smokingu wygląda zajebiście, zwłaszcza gdy walczy słownie Xenia Onatopp Famke Janssen (zabójczyni z boa dusicielami) nad bakaratem w kasynie w Monte Carlo. Równie swobodnie wygląda za kierownicą Astona Martina DB5. Jego wygłoszenie najsłynniejszych wersów agenta 007 („Nazywam się Bond… James Bond” i „wódka Martini, wstrząśnięta, nie mieszana”) wydaje się Prawidłowy. Z drugiej strony, po Timothym Daltonie, wszystko byłoby krokiem naprzód.
A jednak… patrząc 25 lat później, Złote Oko pozostaje filmem z poważnymi wadami, myślę, że w dużej mierze z powodu reżysera Martina Campbella, który wykonałby znacznie lepszą robotę z debiutem Daniela Craiga w 2006 roku Casino Royale, ale tutaj wydaje się całkowicie zagubiony na morzu. Aby być uczciwym, Sean Bean jest dość twardy jako Alec Trevelyan, były agent 006, którego sfingowana śmierć doprowadziła agenta 007 do mrocznych nocy duszy, a Judi Dench jest rewelacją jako nowy M, pouczający Bonda, że jest „seksistowskim, mizoginistycznym dinozaurem”. Mimo to piosenka przewodnia Tiny Turner (napisana przez Bono and the Edge) znika z twojej pamięci, zanim się pojawi. nad. Sceny akcji są kreskówkowe i nękane przez efekty specjalne i ujęcia z tylnej projekcji, które nie do końca nadążały za czasami. Janssen, pomimo całego jej cielesnego bicia i walenia, jest zatopiony przez jej głupiutki akcent Borisa i Natashy-spotyka-Ilsę, Tygrysica Syberii. Wydaje się, że Joe Don Baker kieruje Foghhorn Leghorn jako kontakt Bonda z CIA. A bleep-and-blurps Casiotone autorstwa Erica Serry to obrzydliwość.
Może dlatego tak wielu fanów Bonda wydawało się pozdrawiać Złote Oko jakby to było drugie przyjście Obywatel Kane i Brosnan jako mesjasz z eksplodującymi spinkami do mankietów. Debiut Brosnana jako agenta 007 zakończyłby się zgarnięciem 356 milionów dolarów w światowych kasach, co czyni go najbardziej udanym filmem o Jamesie Bondzie od 1979 roku. Moonraker, który oczywiście był okropny, ale komercyjnie oczyścił się dzięki tchórzliwej post-Gwiezdne Wojny.
Złote Oko skończyłoby się na szczycie w kadencji Brosnana. A sprawy szybko by się potoczyły. w 1997 roku Jutro nie umiera nigdy, staje do walki z potentatem medialnym w stylu Ruperta Murdocha (Ziewać). w 1999 roku Świat nie jest wystarczającyzostaje uwikłany w globalną politykę naftową (Zzzzzzz…). A w 2002r Umrzeć innego dnia, śmiga w niewidzialnym samochodzie (Och, bracie). Brosnan zasługiwał na coś lepszego. I my też. To, co mogło być jednym z największych przebiegów w historii franczyzy, zostało zmarnowane, a Brosnan, który powinien można wymienić jednym tchem, jak Connery dzisiaj, wisiał na rusztowaniu z gównianych scenariuszy i niewidzialnych samochodów. Dlatego chciałbym przedstawić kolejną, być może heretycką, opinię. Może, tylko może, najlepszy film o Jamesie Bondzie Pierce'a Brosnana wcale nie jest nawet filmem o Jamesie Bondzie. Może to Afera Thomasa Crowna.
Każdy element na tej stronie został ręcznie wybrany przez redaktora House Beautiful. Możemy otrzymać prowizję od niektórych przedmiotów, które zdecydujesz się kupić.
©Hearst Magazine Media, Inc. Wszelkie prawa zastrzeżone.