Jak wiele rodzin w zeszłym roku, Boże Narodzenie z moją dużą meksykańską rodziną przyniosło ogromny cios. W bezprecedensowych czasach odwołanie dorocznego zjazdu naszej rodziny wydawało się właściwym wezwaniem, zwłaszcza że tradycja obejmuje podróż do Meksyku z Houston w Teksasie. Każdego roku, odkąd się urodziłem, odbywałem z rodzicami dziewięciogodzinną podróż do Parás w Nuevo León. Z wiekiem moje podróże stały się krótsze i zacząłem lecieć z powrotem do Houston wcześniej i sam, ale zawsze celowo spędzam Nochebuena w Parás, do którego należę.
Dorastając, ta idea – przynależności i domu – wydawała się mityczna. Moi rodzice wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych w latach 80. i często czułem się utknął między dwoma bardzo różnymi światami. Istnieje określenie na to poczucie wysiedlenia wśród hiszpańskojęzycznych imigrantów i Amerykanów: „ni de aquí, ni de allá”, co dosłownie oznacza „nigdy stąd, ani stąd”. To coś, co łączy mnie z moimi kuzynami ze strony matki przez lata, zwłaszcza że jesteśmy pierwszym pokoleniem w rodzinie mojej matki, które urodziło się w Stanach Zjednoczonych. Moja mama i jej rodzeństwo wyemigrowali w ciągu pięciu lat od siebie i cała piątka upewniła się ich dzieci pozostały w kontakcie ze swoim dziedzictwem, ucząc nas języka i zanurzając nas w odprawa celna. Coroczne spotkanie na Boże Narodzenie w Parás nie było dla nich tylko powrotem do domu, ale sposobem na zbudowanie domu w Meksyku dla nas, dzieci, bez względu na to, jak ulotne.
Wielkie podekscytowanie zawsze kręciło się wokół wielkiego intercambio, które obejmowało wszystkie 10 dzieci, wszystkie pięć ciotek i wujków wraz z małżonkami oraz rodziców mojej mamy. Wyciągaliśmy nazwiska z miski na kilka miesięcy do przodu i wymienialiśmy prezenty w Pita's w Wigilię.
Ale wręczanie prezentów nie było głównym wydarzeniem: nikomu nie wolno było wykonywać swoich obowiązków w kuchni ani chodzić gdziekolwiek w pobliżu prezentów, zanim zjedliśmy kolację i zagraliśmy kilka rund loterii, podczas których wszystkie rękawiczki by puścić. (Nawet dzieciom pozwolono grać na prawdziwe pieniądze!) Dźwięki cumbias, corridos, Vicente Fernandez i „Mi Burrito Sabanero” wypełnili dom Pity i można było ich usłyszeć po drugiej stronie ulicy w rynek miejski. Po suspensie tajemniczego Mikołaja wydzieraliśmy piniatę pełną cukierków i smakołyków na podwórku. A kiedy dzwonek na pasterkę zadzwonił o godzinę policyjną, biegliśmy z kieszeniami pełnymi słodyczy na plac, żeby odpalił fajerwerki, które kupiliśmy po drugiej stronie granicy amerykańsko-meksykańskiej — z tej samej chaty, co rok.
Podróż powrotna do Houston zawsze czuła się jak fantomowa kończyna. Ponowne postawienie stopy na amerykańskiej ziemi było powrotem do „pomiędzy”. Wyrzeźbiło kawałek mnie tak duży, że czułem, jakbym mógł odpłynąć. Pita była jedynym miejscem, w którym nie czułem walki mojej podwójnej tożsamości. Nie miałem nic do udowodnienia i żadnych oczekiwań do spełnienia. Navidad z moimi kuzynami to jedyne miejsce, w którym wciąż czułem się.
W 2009 roku nasi rodzice nazwali tego tajemniczego Mikołaja naszym ostatnim. Byliśmy coraz starsi: niektórzy z nas studiowali, inni zakładali własne rodziny. Naszym rodzicom było łatwiej odpuścić i uznali, że to samo dotyczy nas — że kiedy dorośniemy, będziemy chcieli robić własne wakacyjne praktyki. Jednak myśl o Nochebuenie poza Pitą sprawiła, że poczułem się nieskrępowany i nie byłem jedyny. Przez znaczną część mojego życia moi kuzyni byli jedynymi ludźmi, z którymi czułem, że mogę się utożsamiać i być naprawdę zrozumianym. Co więcej, nasze abuelo minęło wcześniej w tym roku, a już wydawało się, że tak wiele straciliśmy. Utrata intercambio była drobnostką w wielkim schemacie rzeczy, ale była to taka, w której mieliśmy coś do powiedzenia.
Więc moi kuzyni i ja postanowiliśmy na nowo wyobrazić sobie naszą starą tradycję, tylko dla siebie. Każdego roku trzymaliśmy w tajemnicy Świętego Mikołaja ściśle między kuzynami — i bez względu na to, gdzie byśmy byli i z którym obiecaliśmy, że wrócimy do Pita w Wigilię lub w okolicach Wigilii na wymianę. Wszyscy dotrzymaliśmy słowa, a kuzyni dołączyli do zabawy, gdy dołączają do rodziny. W przypadku limitu 20 USD (plus koszty podróży) nie chodzi o prezenty, ale o bycie ze sobą i pozostawanie w kontakcie z naszymi korzeniami.
Trudno sobie przypomnieć większość prezentów wymienianych między nami w ciągu ostatnich 11 lat, ale doskonale pamiętam każdą noc, kiedy wspólnie obchodziliśmy święto. W 2011 roku Carolina zagroziła Danny'emu wałkiem do ciasta po tym, jak wymknął się przed Tío Meme o tym, jak ona i ja wymykaliśmy się, by spotykać chłopców, gdy byliśmy nastoletnimi laty. W 2014 roku zwymiotowałem w fideo ensalzado, ponieważ pomyślałem, że to dobry pomysł, aby zacząć pić michelady o 10 rano. (Wykład o moim niestosownym zachowaniu tamtej nocy był równie brutalny jak kac następnego ranka.) W 2019 roku wszyscy rzuciliśmy się na nową kanapę dla Pity.
Wszystko i nic co roku jest takie samo. Caro ma teraz czteroosobową rodzinę, a Raúl dwie małe dziewczynki. Memito zajmuje się odpalaniem fajerwerków, ponieważ jest „najstarszy tutaj”, jak nam co roku przypomina. Wszyscy wciąż depczemy Roya i Reynola w poszukiwaniu cukierków. Samantha i ja mamy swoje nosy w jakiejś książce. Nikt nie wie, gdzie jest David. Wszyscy jesteśmy w domu.
W tym roku przed naszym spotkaniem otrzymamy dopalacze i kwarantannę. Po tym, jak musiałem złamać naszą obietnicę w 2020 roku, nie mogę się nawet doczekać, kiedy siostry Pity szybko wpadną na podwórko z wizytą która szybko przeradza się w inkwizycję skoncentrowaną na tym przerażającym pytaniu: „¿Y el novio?” Szklanki wampirów i kubki z kolcami champurrado będzie musiał przebiec — a świętowanie Navidad w sposób, w jaki najbardziej go kocham, sprawi, że każdy wykład o śmierci solterony Warto było.
Zajęło mi kilka lat, aby to wyrazić słowami, ale po drodze zdałem sobie sprawę, że dla moich kuzynów i dla mnie Boże Narodzenie było tyle samo o zbieraniu rozrzuconych kawałków domu i składaniu ich razem na jedną noc, jak o każdym innym celu sezonu. To wyzwalające – miejsce, w którym możemy po prostu być tym, kim jesteśmy i abyśmy byli w tym samym pomieszczeniu, co ludzie, którzy nas odpowiednio akceptują.
Już czuję smak tamales, frijoles charros, puree ziemniaczanego, farszu i indyka — idealnie emblematyczne połączenie dwóch bardzo różnych światów, które nazywam domem. Przede wszystkim nie mogę się doczekać fajerwerków. Patrzenie na eksplozje na niebie po każdej piniacie nigdy nie przestaje sprawiać, że czuję się tak, jak w dzieciństwie. Jakbym był tam, gdzie należę.