Większość ludzi ma bóle wzrostowe i obszary wzrostu, jeśli chodzi o finanse, i ja nie jestem inny. Pomimo sumienności w oszczędzaniu emerytalnym i inwestycjach, wiem, że emocjonalne wydatki to coś, nad czym muszę popracować. Jak sama nazwa wskazuje, mam skłonność do przesuwania karty po zewnętrzną nagrodę, zamiast pracować nad wewnętrznym odczuciem.
Chociaż wciąż jestem w podróży w kierunku finansowego dobrego samopoczucia, po drodze nauczyłem się kilku rzeczy. Oto cztery sposoby, w jakie ograniczam wydatki emocjonalne i ile pieniędzy zaoszczędziłem w sierpniu na podstawie samych wyzwalaczy emocjonalnych.
Pierwszym krokiem w kierunku ograniczenia mojego emocjonalnego nawyku wydawania pieniędzy jest przyjrzenie się, cóż, moim emocjom. Zostawię wam historie traumy i zaproponuję ten krótki przypis: Teraz wiem, że najbardziej prawdopodobne jest samo-sabotażowanie, gdy czuję, że straciłem kontrolę nad jakimś obszarem mojego życia.
Zły dzień pracy? Zamówmy pizzę. Dzień złej fryzury? Brzmi to jak świetny powód, aby kupić produkty do włosów za 200 dolarów.
Kiedy martwię się o przyszłość, jedzenie i zakupy wydają mi się kilkoma rzeczami, w których mam jeszcze coś do powiedzenia.Dla mnie ograniczanie wszelkich wydatków emocjonalnych, które powstają w ten sposób, nie polega na szukaniu większej kontroli lub unikaniu aspektów wrażliwości. Zamiast tego przechowuję zapisaną kartę uczuć mój telefon w każdym momencie. Odwołuję się do wykresu, gdy odczuwam pokusę, by wydać zbyt dużo. To nie jest idealny system — mam na to karnisz West Elm — ale patrzę na wykres i… nazwanie tego, co czuję, zachęca mnie do zmierzenia się z emocjami, a nie zasypywania ich konsumpcjonizmem i rozrywki.
Moje emocje mogą skierować mnie w stronę szybkiej mody, przedmiotów jednorazowego użytku lub słabo zbadanych szybkich poprawek, do których w końcu wracam. W zależności od kategorii zakupu (np. element garderoby vs. mebla), zadaję sobie szereg pytań, które pomogą mi zachować odpowiedzialność.
Pytania działają dla mnie, ponieważ zachęcam mnie do wyrażenia wartości przedmiotu lub jego braku. Ostatecznie sam siebie wychowuję i pytam: Czy to jest uniwersalne? Czy gonię za chwilowym hajem? Czy to będzie podstawowa pozycja? A jeśli odpowiedź brzmi „nie”, zwykle unikam zakupu.
Moim najdłuższym hackiem może być to: z kilkoma wyjątkami kupuję tylko artykuły spożywcze, artykuły gospodarstwa domowego i zabawne rzeczy w piątek.
Kultywowany z konieczności, kiedy żyłem od wypłaty do wypłaty, zachowałem ten nawyk, odkąd odniosłem większy sukces zawodowy. Dziś służy jako sztuczka samo-rodzicielska; jeśli naprawdę tego chcę i potrzebuję, nadal będę tego potrzebować za kilka dni od dzisiaj. Częściej niż chciałbym przyznać, „potrzeba” przedmiotu opuszczała mnie na długo przed nadejściem piątku.