Byłem wśród ludzi prawie przez cały czas, kiedy dorastałem. Jako ktoś, kto przebywał w opiece zastępczej w liceum, w wieku 18 lat mieszkałem w pięciu różnych domach i schroniskach — a z każdym przeprowadzką pojawiała się nowa obsada postaci w historii mojego życia. Ciągle poznawałem nowych ludzi, z którymi musiałem wtedy żyć. Wszystkie te intro i lodołamacze często przyczyniały się do wyczerpujących sytuacji, w których zawsze czułem, że muszę być „na” – i zawsze gotowy do rozmowy, słuchania i nawiązywania kontaktów towarzyskich.
Chociaż tło zawsze się zmieniało, przyzwyczaiłem się do otaczania mnie ludźmi, hałasem i zmianą. Rutyna była dla mnie obca.
W tamtych czasach przebywanie w otoczeniu ludzi wydawało mi się normalne, a przynajmniej coś, co powinienem zaakceptować, ponieważ nie miałem nad tym kontroli. Byłem jedną z wielu osób w podobnych sytuacjach: według Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej Departamentu Zdrowia Stanów Zjednoczonych dla Dzieci i Rodzin, było wokół 424 tys. dzieci i młodzieży w pieczy zastępczej w 2019 r., a system służył łącznie ok. 673 tys. młodzieży w tym roku. Bycie „na” przez cały czas było niesamowicie męczące, ale wyczerpanie odrzuciłam jako konieczne przebieg mojego życia — do tego stopnia, że często wyobrażałem sobie, że moje życie zawsze może być tak głośne, jak wiedziałem to. Wyobraziłem sobie życie, w którym przez całą dobę otaczali mnie przyjaciele, życie, w którym moglibyśmy spędzać razem cały czas, tworząc niezapomniane wspomnienia.
Kiedy przybyłem na pierwszy rok studiów, pragnąłem w swoim życiu tego zajęcia. Przeniosłem się do największego, najbardziej zatłoczonego akademika i brałem udział w każdym oferowanym przez nich wydarzeniu; później wprowadziłem się do domów z pięcioma lub więcej współlokatorami. Zawsze coś się działo i jako ekstrawertyk myślałem, że tak właśnie powinienem żyć. Uwielbiałem przebywać wśród ludzi i trzymałem się tego jako kluczowej części mojej tożsamości.
Nie zdawałem sobie sprawy, że wbiegałem w ziemię i nie dawałem sobie czasu na odpoczynek lub regenerację sił. Miałam wrażenie, że sam czas zabierze mi czas spędzony z innymi, chociaż spędzanie czasu w samotności również może się zwiększyć interakcje społeczne danej osoby. Przebywanie z ludźmi przez cały czas bez przerw było męczące psychicznie, a ja zmagałem się z domownikami, z którymi nie widziałem się oko w oko. Mój mechanizm radzenia sobie nie był dużo lepszy: zamiast wycinać czas dla siebie, wycofywałam się do domu mojego partnera i spędzałam z nim czas, co tylko pogłębiło moje wyczerpanie.
To było coś, co działo się wokół mnie: ludzie zaczynali się z kimś spotykać i spędzali z nimi cały swój „samotny czas”. Pomyślałam, że to normalne, że wchodzę w związek, a następnie przebywam z nimi tak często, jak to możliwe, pozwalając „ja” stać się „my”, gdy związek kwitł.
Dopiero gdy całkowicie wykorzeniłem swoje życie, zdałem sobie sprawę, że coś będzie musiało się zmienić. Kilka miesięcy przed ukończeniem studiów magisterskich przyjąłem ofertę Fulbrighta w Niemczech i konkretnie zauważyłem, że chciałbym być w małym mieście, aby lepiej rozwijać mój rozwijający się niemiecki umiejętności językowe. Życie w małym miasteczku oznaczało, że musiałam znaleźć sobie miejsce na własną rękę.
Pomysł życia na własną rękę w kraju, w którym nikogo nie znałem, przytłoczył mnie. Nie jestem w tym osamotniony: w świecie mediów społecznościowych i przerażającego „strachu przed utratą” ogólne poczucie samotności stało się niezwykle powszechne. Do tego momentu zakładałem, że nie mogę być samotny, jeśli nigdy nie będę sam. Czy nadal mógłbym mieć te same zmieniające życie doświadczenia bez współlokatorów, z którymi mógłbym dzielić wspomnienia? Całe życie pracowałem nad tym doświadczeniem, ale gdy tylko początkowe podniecenie minęło, zgubiłem się.
Byłem przyzwyczajony do tego, że miałem z kim porozmawiać podczas gotowania, a także ludzi wchodzących i wychodzących przez cały dzień. Narracja o wielkiej szczęśliwej rodzinie z programów takich jak „Teoria wielkiego podrywu”, „Nowa dziewczyna” i „Jak poznałem twoją matkę” miała tylko ugruntowało moje niezachwiane przekonanie, że życie z jak największą liczbą osób i blisko nich jest kluczem do szczęście. Jednak po raz pierwszy w życiu miałam tylko ciszę – i fakt, że sześciotysięczne miasto zaczęło się zamykać o 18:00. każdy wieczór sprawiał, że poznawanie kogokolwiek było nieskończenie trudniejsze.
Trudności w przystosowaniu się do życia po opiece zastępczej wykraczają daleko poza niezliczone przeszkody narzucone ludzie, którzy tak jak ja postarzali się poza systemem. Mniej niż trzy procent osób z systemu opieki zastępczej kończy czteroletnie studia, szczególnie dlatego, że poruszanie się po świecie jest tak trudne, gdy twoje dzieciństwo było tak ograniczone. Tym razem miałem za zadanie przystosować się do przywileju, którego nigdy wcześniej nie było mi dane: posiadania własnej przestrzeni. Mogłem teraz robić to, co mi się podobało, kiedy mi się podobało iz kim mi się podobało. Byłam zamrożona przez moją nowo odkrytą wolność.
Z biegiem czasu dostosowałem się. Stałem się bardziej celowy w mojej praktyce medytacyjnej, dzięki czemu gotowanie stało się wieczornym zajęciem, a nie zadaniem na mojej liście rzeczy do zrobienia i skupiłem się na jedzeniu podczas jedzenia, aby móc wrócić i udoskonalić dania później. Po obiedzie zacząłem chodzić na regularne spacery i szukać wszelkich wydarzeń w społeczności.
To otworzyło mi drzwi. Przez tak długi czas postrzegałem samotne podejmowanie decyzji jako tabu i chociaż robienie rzeczy w pojedynkę początkowo było niesamowicie onieśmielające, wkrótce przyzwyczaiłem się do tego. W rzeczywistości kwitłem. Nie musiałem się już wstydzić, że ktoś odwołał – mogłem sam kontynuować te same plany.
W końcu zdałem sobie sprawę, że… kochany życie samotnie i czas na dekompresję, który mi to zapewniał. To był i nadal jest przywilej — według Pew Research Center31,9 procent dorosłych Amerykanów mieszkało we wspólnym gospodarstwie domowym w 2017 roku, czy to z powodu potrzeb finansowych, czy preferencji – ale warunki mojej młodości sprawiły, że samotność stała się dla mnie jeszcze bardziej obca. Nigdy nie miałam okazji czytać bez przerwy przez godzinę, medytować lub ćwiczyć jogę samodzielnie, a nawet nauczyć się cieszyć własnym towarzystwem.
Moja nowo odkryta miłość do życia samotnie szybko przekształciła się w miłość do robienia innych rzeczy w pojedynkę, w tym podróżowania, próbowania nowych restauracji i uczęszczania festiwale — a samotny czas nie jest już czymś, od czego uciekam, ale raczej czymś, co planuję na każdy tydzień (coś, czego nigdy nie wyobrażałem sobie, że robię w przeszłość). W przeszłości mogłem czekać, aż ktoś do mnie dołączy, albo ryzykować, że ominie mnie okazja. Teraz wolę robić pewne rzeczy samemu, żebym mógł robić je tak, jak chcę. Nadal lubię otaczać się ludźmi, ale jestem też bardzo wdzięczna, że mam też dom, który jest tylko mój.
Taryn Williams
Współpracownik
Taryn jest pedagogiem i niezależną pisarką mieszkającą obecnie w Alaskan Bush. Po ukończeniu studiów licencjackich i magisterskich na Uniwersytecie Pensylwanii postanowiła prowadzić życie bez planowania zbyt daleko w przyszłość, aby zobaczyć, dokąd zabierze ją wiatr. Kiedy nie uczy ani nie pisze, wyrusza na poszukiwanie kolejnej wielkiej przygody.