Pomyślałem, że będę wzruszony, gdy mój dom trafi na rynek. Ale zamiast łzawić, gdy pojawił się na Zillow, po prostu poczułem ulgę.
Pozwól, że cofnę się: kupiłem swój dom szeregowy zaledwie cztery lata temu i aż do momentu, gdy w marcu rozpoczęły się zamówienia na pobyt w domu, nie miałem zamiaru sprzedawać go w najbliższej przyszłości. To była moja ucieczka, moje szczęśliwe miejsce i coś, z czego byłem niezmiernie dumny.
Kiedy powiedziałem znajomym i rodzinie, że chcę sprzedać swój dom w środku pandemii, spotkało mnie niedowierzanie. Ale po większej części roku w pełnym wymiarze godzin zdałem sobie sprawę, że nasza dwójka nie nadawała się na dłuższą metę.
Kiedy po raz pierwszy zwiedziłem mój dom, to pierwsze piętro z otwartą koncepcją było miłością od pierwszego wejrzenia. Wyobraziłem sobie, że będę się tam bawić, przygotowując drinki w kuchni, podczas gdy przyjaciele siedzieli na kanapie z moim fachowo ułożonym talerzem serów.
Ale gdy prawdopodobieństwo odwiedzin znajomych spadło do zera, układ otwartej koncepcji zaczął być duszny. Zawsze mogłem zobaczyć moje prowizoryczne biuro w kuchni, kiedy każdego wieczoru próbowałem się zrelaksować (czytaj: doomscrolling mój Twitter) w salonie. Oprócz przerzucenia kartki na komputer, aby go ukryć pod koniec dnia, otwarta koncepcja pozostawiła niewiele miejsca na granice.
W James Clear „Atomowe nawyki”, Podkreśla znaczenie tworzenia stref w domu, aby za pomocą mantry ustalić zdrowe nawyki,„ Jedna przestrzeń, jedno użycie ”. Moja otwarta koncepcja rozrywkowej przestrzeni pozostawiła niewiele miejsca na granice. Łatwo było się przepracować, kiedy tak naprawdę nigdy nie wyszedłem z biura.
Jako wolny strzelec moje biuro znajdowało się gdziekolwiek, co zazwyczaj oznaczało codzienne godzinowanie w kawiarni za rogiem. W czasie COVID-19 zarówno mój partner, jak i ja jesteśmy zamknięci w naszym domu, walcząc o miejsce do pracy i prosząc o ciszę podczas niezliczonych połączeń konferencyjnych.
Dopiero po miesiącu pandemii uświadomienie sobie, że prywatność jest głównym problemem - dom jest architektonicznym ucieleśnieniem TMI. W naszym domu mamy tylko jedne drzwi zamykane na zamek (a tak się składa, że nie są to nawet drzwi przesuwne w łazience). Żaden z nas nie miał miejsca, aby się wycofać, aby wezwać, czas na „spuszczoną głowę” lub po prostu zostać samemu na chwilę, aby krzyczeć w pustkę, którą jest rok 2020. Na liście życzeń na następne miejsce moim priorytetem są drzwi, które się zamykają i dają nam trochę prywatności.
Dom był dla mnie miejscem, do którego wracałem po pracy, a nie miejscem, w którym spędzałem każdą chwilę na jawie. Wiedząc, że spędzimy więcej miesięcy mieszkając i pracując w ograniczonej przestrzeni, zrozumiałem, że dom po prostu nie pasuje już do mojego życia. Nie chodziło o to, żeby było zbyt małe lub przerastało to, ale bardziej o „niefunkcjonowanie” przestrzeni.
W czasach, gdy nasza przyszłość jest niepewna, jedyne, co wiedziałem, to myśl o zamknięciu się w moim niegdyś ukochanym domu na co najmniej kolejne sześć miesięcy, pozostawiła we mnie poczucie lęku. Pomysł sprzedaży i osiedlenia się w nowym miejscu był przerażający, ale ryzyko brzmiało lepiej niż gwarancja, że coraz bardziej nienawidzę swojego domu. To było jak złe rozstanie, w którym żadna ze stron się nie zbiega.
Wiem, że nie jestem jedyną osobą, która tak się czuje. Od marca liczba właściciele domów podejmujący projekty ulepszeń gwałtownie wzrosła, gdy ludzie dostosowują się do nowego stylu życia. Wszyscy staramy się, aby miejsca, w których jesteśmy zamknięci, znów poczuły się jak w domu. Ale rzeczy, za które zacząłem mieć urazę do mojego domu, były integralną częścią jego projektu. Zamiast wyrzucać ściany i uderzać w klamki, pomyślałem, że polubowne rozdarcie to najlepszy sposób.
Ostatni raz przeszedłem przez swój dom na początku listopada, aby zebrać dowody na to, że tam mieszkam, zanim kupujący się tam wprowadził. Kiedy miękkie światło wpadające przez kuchenne okna sprawiło, że przestrzeń wyglądała na zupełnie nową, zdałem sobie sprawę, że to nie dom, ale ja się zmieniłem.