„Czy zastanawiasz się, czy to… czy to jest…” zaczął mój przyjaciel z wahaniem, wyraźnie czując się niezręcznie, „może trochę… chorobliwie?”
Byłem zaskoczony. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że trzymanie w kuchni łyżki prochów mojego zmarłego brata, upieczonych w żywicznym łapaczu światła, wiszącym w mojej kuchni, jest chorobliwe. Dla mnie jest odwrotnie: wyznacznik życia i sposobu, w jaki moja rodzina okazuje swoją miłość.
Mój łapacz światła jest wielkości srebrnego dolara iw zależności od tego, która strona łapie światło, widzisz brokat lub szarą chmurę. Prawdopodobnie nie rozpoznałbyś od razu chmury jako popiołu, chyba że ci powiem, ale powiedziałem prawie każdemu, kto ją widział.
Ogólnie rzecz biorąc, moja najbliższa rodzina nigdy zbytnio nie dbała o rytuały ani tradycje. Mamy niezależną, samowystarczalną passę, która gardzi wszystkim, nawet odrobinę jadowitą, a może po prostu jest zmęczona uroczystościami, które zajmują dni, ale które kończą się w godzinach. Spotkania bożonarodzeniowe, kolacje z okazji ukończenia szkoły, wielkie przyjęcia, zbiorowy żal - to nie nasza sprawa.
Kiedy mój młodszy brat Eric został nagle zabity, moi rodzice poprosili moją siostrę i mnie, abyśmy nie dołączali do nich, kiedy przylecieli do jego domu w Teksasie. Zamiast tego Caroline i ja siedzieliśmy sami w naszych domach, na przeciwległych wybrzeżach, czując się bezradni i nieprzydatni, gdy moi rodzice gmatwali się przez to, co się stało.
Kilka tygodni później mój psychiatra zapytał mnie, czy widziałem swoją rodzinę. - Nie - powiedziałem. „Nawet na pogrzeb?” - zapytała. „Nie było pogrzebu” - powiedziałem wyczerpany. „Tak naprawdę nie organizujemy pogrzebów”. Wyglądała na przerażoną.
Długo byłem zły, że moi rodzice nie uważali, że to ważne, żebyśmy byli razem. Zmieniło się to w kryzys rodzinny, potęgujący nagły wypadek śmierci Erica: moi rodzice musieli zmierzyć się z tym, jak bolesne było to, że wykluczyli moją siostrę i mnie ostatnie chwile życia naszego brata i ja i moja siostra musieliśmy zrozumieć, jak bardzo moi rodzice byli w tym momencie przytłoczeni i jak starali się nas chronić.
Chociaż moja matka nie wydaje się ufać większości tradycyjnych sposobów wyrażania jedności w rodzinie, pokazuje jej kochać na swój własny sposób: w szczególności poprzez prezenty dekoracyjne, które pomagają jej dzielić się radością z świat. Mój dom pęka od dowodów: autoportret, który narysowała w szkole artystycznej w latach 70. na ścianie; ceramiczna taca w kształcie ściskających dłonie na komodzie; tablica korkowa pokryta odręcznymi kartami, zdjęciami i ilustracjami, które skopiowała z książek lub wydrukowała z internetu (moja mama robiła moodboardy przez dziesięciolecia, zanim usłyszałem ten termin). Trzymam szkic, który moja mama zrobiła z prawie 30-letniego zdjęcia mojego rodzeństwa i mnie, jej ulubionego zdjęcia nas, oprawionego na biurku.
Nawet jeśli moja relacja z rodzicami była najbardziej odległa, zawsze trzymałem te fizyczne przypomnienia o uczuciu mojej matki na pierwszym miejscu. Zawsze były moim łącznikiem z domem i rzeczami, które cenimy - kreatywnością, zarówno naszą, jak i innych osób - nawet jeśli codziennie widzę te przypomnienia o napięciach w mojej rodzinie, bolesne.
Ostatnią rozmową, jaką odbyłem z bratem, była długa rozmowa tekstowa około dwóch tygodni przed jego śmiercią. Co dziwne, tego wieczoru rozmawialiśmy o naszej rodzinie, o tym, jak oboje nie lubiliśmy wakacji, o naszych różne stopnie dyskomfortu z powodu naszej usuniętej dynamiki rodziny i jak moglibyśmy spróbować stworzyć zmiana. Żadne z nas nie zgodziło się zacząć kochać wakacje, ale zaczęliśmy planować wakacje, on i jego partner oraz ja i nasza siostra. Byłoby to najbliższe rodzinnym wakacjom, jakie mieliśmy od 20 lat.
„To prawda, jesteśmy niesamowici” - powiedział. „Ale tak dobrze, jak można się było spodziewać, haha, mamy swoje problemy”. Potem wysłał mi SMS-a z filmem, na którym gra na eufonium na ogólnokrajowym konkursie North American Brass Band.
Moja mama dała mi łapacz światła na małym koncercie upamiętniającym, który w końcu zagraliśmy dla Erica, sześć miesięcy po jego śmierci. Wsunąłem go do torebki, przerażony, że go zgubię, i spędziłem większość mojej 20-godzinnej jazdy do domu, zastanawiając się, gdzie powinien się udać. Zastanawiałem się nad postawieniem podstawki, stworzeniem małej przestrzeni przypominającej ołtarz. Ale kiedy wróciłem, chciałem od razu to zobaczyć, jak przelewa się przez nie światło. Wbiłem goły gwóźdź nad oknem kuchennym, przeciągając zieloną nitkę - ulubiony kolor Erica jako dziecka - przez łapacz światła i zawiesiłem go.
Jest taki malutki, ale widzę go prawie z każdego miejsca w mieszkaniu. Czuję się jak cała moja rodzina, jacy jesteśmy dziwni i niezależni, ale jak bardzo chcemy też być w życiu innych. Nie wiem na pewno, ale myślę, że Eric by to zaakceptował.
Maura Walz
Współpracownik
Maura jest niezależną pisarką i redaktorką, która mieszka w Los Angeles. Jej prace ukazały się w Chalkbeat, Georgia Public Broadcasting, KPCC - Southern California Public Radio / LAist, NBC News i innych. Od czasu do czasu wydaje biuletyn The Walz Electric, w którym dzieli się refleksjami na temat książek, telewizji i filmu, filozofii, kultury i polityki. W jej mieszkaniu jest zbyt wiele książek, a ona chciałaby Ci jedną polecić.