Oglądając „Niepewne” i jedząc pizzę na sofie, z lekkim kacem po happy hour Zoom z moją przyjaciółką Lacey, przypomniałem sobie, jak chłodny to być dorosłym w domu, w którym się wychowałem. To jak powrót do szkoły podstawowej jako dorosły, ale w kafeterii jest pełno UberEats i Drizly zamówienia, wózek na kółkach z telewizorem jest zawsze na miejscu, a z Scholastic Book możesz dostać wszystko, co chcesz Targi. Jest coś w tym, że zawsze możesz sobie powiedzieć „tak” w miejscu, w którym często mówiono ci „nie”.
Podczas przebudowy tego domu dwa lata po huraganie Katrina, mając 22 lata, zgodziłem się na dodanie ściany w kolorze fioletowym i otwartą kuchnię, bez gazu ziemnego i orientalnych dywanów. Tak dla przyjaciół rodziny, którzy udzielali porad, nie, aby naprawiać ludzi, którzy myśleli, że jestem Boo Boo the Fool.
Nie miałem dużego doświadczenia, jeśli chodzi o odnawianie domów. Moja mama zmarła na zawał serca w moim domu, kiedy miałam 17 lat, a cztery miesiące po jej śmierci zmarł także mój dziadek, jedyna inna osoba, która z nami mieszkała. Mieszkałem w
college'u przez kilka lat aż Katrina uderzyła. Poczucie pilności (i kilka telefonów od przyjaciół rodziny) przyciągnęło mnie z powrotem do domu z dzieciństwa. Z niebieską kieszonkową teczką pełną testamentów, spadków, dokumentów FEMA, dokumentów Louisiana Road Home, i wizytówkę kontrahenta - nie wspominając o niepełnym wykształceniu - zacząłem nadawać temu miejscu swoje posiadać. Od tamtego czasu tylko bardziej go pokochałam.Chociaż dokonałem wielu zmian w domu, kupuję stare artykuły gospodarstwa domowego, meble i urządzenia, na których dorastałem. W pobliskim sklepie z używanymi rzeczami zobaczyłem pudełko tych samych bursztynowych okularów o strukturze plastra miodu, których używaliśmy na specjalne okazje. Całe pudełko, zestaw ośmiu szklanek mrożonej herbaty i osiem szklanek do soku, kosztowało 2,99 dolara. Wyłożyłem kilka dolców ze względu na dawne czasy.
Jednak nikt jeszcze nie używał tych okularów. Nawet nie ja. Te na święta z miseczkami gumbo w złotej oprawie, lnianymi serwetkami w kolorze musztardy. Widzisz, w tym domu można robić różne rzeczy. Poza tym domem jest też właściwy sposób. Mieszkańcy Nowego Orleanu, zwłaszcza rodowici mieszkańcy Nowego Orleanu, często odnoszą się do rzeczy takimi, jakimi były w przeszłości. „Stare” to, „no wiesz, było” tamto. Koncepcja „ain't dere no mo”, przypominająca o dawnych czasach, jest dla nas ogromna.
Więc aby obejrzeć architektura i projektowanie, które znaliśmy być zastępowane nowymi budynkami, często myślimy, że wyglądają nie na miejscu: ohydne, tanie. To denerwujące. Zwłaszcza, gdy jest to nieruchomość kupiona za lekceważąco niską kwotę przez jakiegoś płetwa, który prawdopodobnie nękał pierwotnego właściciela niechcianymi telefonami, listami i SMS-ami; wypełnił go drogimi, sterylnymi, monochromatycznymi oprawami; pomalował na zewnątrz tragiczny kolor; wystawili go na rynek za dwukrotnie wyższą wartość i około pięć razy więcej niż zapłacili za niego na początku, tylko po to, aby służył jako wynajem krótkoterminowy.
To mnie wkurza i czasami muszę po prostu odwrócić wzrok. Ale wiem, gdzie w moim domu i wokół mojej dzielnicy mogę się uspokoić. Mój dom jest dwupiętrowy, dwupoziomowy, w pobliżu kilku parterowych domów i szerokiej alei o nazwie Broad Street. Jedyną rzeczą, która nigdy się nie zmienia, jest widok z okna łazienki. Wyglądam przez to okno, zwłaszcza po całonocnej pracy, obserwuję wschód słońca i czuję wilgoć. Widzę klasyczne niebiesko-białe kafelki z literami z nazwami ulic wzdłuż bloku. Moi sąsiedzi drzewo niewiary. I słyszę znajome dźwięki: jęk bram z kutego żelaza, poczta spadająca do rynny, skrzypiące deski podłogowe, wahadłowe drewniane drzwi, które puchną w deszczu. To jest ten sam widok, który widziałem przez całe życiei świadomość, że zawsze tam jest, sprawia, że czuję się uziemiony i bezpieczny.
Inni też znajdują pocieszenie w moim domu. Kiedy byłem dzieckiem, zawsze był przyjaciel mojej mamy lub dziadków, aby „przejść obok” naszego domu. Czasami pukali do drzwi ludzie, których nie widzieli od lat, i zawsze ich witaliśmy. Obecnie - nawet przed pandemią COVID-19 - to więcej trąbek i fal niż cokolwiek innego. Ale rzadko kiedy wpadają przyjaciele, oni też znajdują pocieszenie. Przyjaciele urosłem bawiąc się w tym domu czuję, że najbardziej.
Kiedy poświęcam chwilę, przypominam sobie prawie wszystko, co moi przyjaciele i ja tu zrobiliśmy. Tworzenie programów radiowych z Allenem; gotowanie spaghetti z Barrym; jeżdżąc po bloku z Bryanem. Pamiętam też zwariowane rzeczy, które jakimś cudem przekonałem moich przyjaciół do zrobienia ze mną. Cherie i ja używamy papieru toaletowego do owijania się jak mumie; Jennifer i ja zjeżdżamy po schodach po spryskaniu ich sprayem do gotowania PAM i przywiązaniu koców do naszych tyłków.
Jednak nie zawsze miałem wspólnika. Przypalona i stopiona plama na linoleum, kredki i bloki wciąż tkwiące w stoisku plotkarskim, Lody czekoladowe K&B który wtopił się w telewizor i doprowadził do upadku i złamania mojego saksofonu? Cały ja. Przebywanie w tym samym domu, w którym dorastałem od urodzenia, oznacza, że moje dzieciństwo nigdy nie jest zbyt daleko od mojej pamięci, co pomaga mi w wychowywaniu własnego dziecka.
Mój syn Franklin i ja jesteśmy 29 lat od siebie. Mimo to nadal robi to samo, co ja tutaj, gdy miałem 6 lat. Zawsze prosi o „ulubiony posiłek Starego McDonalda”, chce, żebyśmy poszli do Walgreen's po lody i słodycze, lubi być spryskiwany „wężem rura." Ludzie, którzy wtedy mnie znali i opiekowali się mną, jak Danny i Mike z „czerwonego sklepu”, D&M Discount Supermarket - robią to samo dla mu.
Mimo to jest mi przykro, że są pewne doświadczenia, których przegapi. Nigdy nie doświadczy Tell’s Hardware, Al Scramuzza’s Seafood City, hucklebuck lady. Czasami dostaję zły przypadek „ain dere no mo”, zwłaszcza gdy przypominam sobie sentymentalne przedmioty, które zgubiłem w huraganie Katrina, i to sprawia, że myślę, że może powinienem po prostu przejść dalej. To miejsce już nigdy nie będzie takie samo.
Ale siódmy oddział, w którym dorastałem, też nie należał do mojej mamy. Ani też nie było to „pra-pra-pra-pra-dziadkowie ani pra-pra-pradziadkowie”. Znalazłem własną radość w tym domu i przez lata utkałem całe życie radości w wielką, pocieszającą kołdrę. Kiedy mój syn odziedziczy ten dom, modlę się, aby jego dzieci również tutaj odnalazły swoją radość i zamienił swoją dawną radość we własną wersję komfortu.