Przyjaciele, jestem rozbity. Po kilku podróżach samolotem w obie strony w poszukiwaniu nowych mieszkań, wzlotów i upadków procesu hipotecznego, w ostatniej chwili trzydniowa podróż samochodem z dwoma razem z dziećmi i psem (kolejny post sam w sobie) i naszym ostatecznym przybyciem w stosunkowo obce miejsce, jestem całkowicie, całkowicie i nieoczekiwanie, wyczerpany.
Na szczęście nasze rzeczy dotarły na czas i ze stosunkowo niewielką liczbą czknięć. Spodziewałem się, że od razu będę musiał rozpakować, zorganizować i uczynić z naszego nowego domu dom. Co się stało po odejściu przeprowadzki? Zrobiłem absolutnie nic. Ogarnęło mnie niemal odrętwienie, a moje ciało kazało mi odpocząć, bo inaczej zachoruję.
Czy jestem sam na tym tajemniczym początku zmęczenia? A może jest to klasyczny przypadek bluesa nowego właściciela domu? Zniechęcony nie tylko zadaniem rozpakowywania, ale zbliżającymi się niezbędnymi ulepszeniami domu za rogiem, łatwo jest poczuć się przytłoczony. Ale góra spłaszczonych pudełek w naszym salonie pociesza mnie jako znak, że zrobiliśmy pewne postępy. Przypominam sobie o oddychaniu, docenieniu następnego etapu życia i próbowaniu czerpania radości z chwil, gdy podejmuję różne działania każdego dnia. Przepraszam, że zabrzmi jak narzekający, ale nie mogę sobie wyobrazić, że jestem jedynym, który odczuł nieco nieoczekiwany kryzys po wspinaniu się na tak wiele szczytów.
Po przeniesieniu, byłeś po prostu zonked? A może jesteś królem energetyzującym, który może sprawić, że twoje nowe miejsce stanie się przytulne w ciągu kilku dni (a jeśli to ty, uważaj mnie oficjalnie za zazdrosnego!)?