Dbanie o mój ogród było ostatnią rzeczą, o której myślałem, kiedy miałem syna, Bena, latem 2017 roku. Pierwsze kilka miesięcy na naszym ranczo w Jersey Shore było wystarczająco zajęte bez konieczności nadążania za murawą. Mój mąż zwykł kosić w cieplejszych miesiącach; Zajmowałem się wszystkim innym, w tym grabieniem i pakowaniem około 50 wysokich worków z liśćmi każdej jesieni.
Kiedy liście wróciły zaledwie kilka tygodni po mojej sekcji C, wróciły z pełną mocą. Oboje byliśmy zbyt zajęci opieką nad dzieckiem, które miało cichy refluks. Nie spał dobrze, więc nie spaliśmy dobrze.
Część mnie chciała wyjść, grabić i wrócić do „normalnego” życia. Ale kiedy zapiąłem Bena w urządzenie do noszenia dziecka przez ramię, nadal krzyczał. W każdej wolnej chwili, gdy nie byłam z nim, starałam się wracać do pracy, która zbierała się jak liście klonu.
W październiku nasza posiadłość wyglądała gorzej niż zwykle, ponieważ obaj nasi sąsiedzi zachowali swoje stocznie nieskazitelnie czyste.
„Niedługo posprzątamy podwórko. Byłem trochę zajęty ”, powiedziałbym, wskazując na nosidełko, które nosiłem na ramieniu. Nie wiedziałam, czy to cienie pod moimi oczami, czy dywan żołędzi i liści ocierających się o trawnik bardziej mnie przerażały.
Kiedy pewnego dnia w listopadzie wyszłam z domu, byłam zszokowana, gdy zauważyłam, że mój sąsiad postawił dwumetrowy druciany płot z kurczaka, dzielący trawnik, który oddzielał nasze nieruchomości. Mniej więcej tydzień później druga sąsiadka poinformowała mnie, że wysadziła liście z granicy na swoim podwórku do naszego „Pomóżcie nam.” To tylko rozwścieczyło mojego męża, który ciągnął na dwie zmiany w pracy i zajmował się dzieckiem noc. Niechętnie wyszedł następnego dnia, by spakować stos, zanim powrócił na jej nieskazitelny podjazd.
Była tylko jedna rzecz do zrobienia i był to trudny wybór z powodów finansowych i faktu, że jestem praktyczną opieką na trawniku.
Nienawidziłem wydawać pieniędzy na coś, co sam mógłbym zrobić. Chciałem poczekać, aż wszystko spadnie w grudniu, ale najwidoczniej zegar tykał przed Świętem Dziękczynienia. Kiedy sezon liści się skończył, byliśmy podekscytowani.
Jednak drut berliński z drutu z kurczaka nigdy nie upadł. Nadal byłem w polu karnym.
Zeszłej jesieni bałam się nieuchronnego stosu, który pochłonie nasze podwórko. Nasz dom znajduje się przy głównej drodze, a podwórko nie jest ogrodzone jak podwórko. Teraz Ben szedł i prawdopodobnie nie mogłem zabrać go ze sobą na przód, by zgarnąć.
Kiedy potrzebowałem pomocy w opiece nad nim, ostatnią rzeczą, którą chciałem zrobić, było spędzanie czasu na liściach, ponieważ wciąż starałem się znaleźć czas na pracę.
Do wiosny nadszedł czas, aby udać się na podwórko i sam popracować nad resztą. Zaniedbane sadzonki zamieniły się w małe drzewa. Moje łóżka, które nie były zmielone od dwóch lat, były pokryte dywanem chwastów. Ben, teraz bardzo aktywny maluch, odmówił zabawy na zamkniętym pokładzie pełnym zabawek. Chciał tylko zostać wciągnięty w wagon i będzie się niepokoił, jeśli pozostanie bez przywiązania. Nie chciałem myśleć o tym, co zrobiliby sąsiedzi, gdybym zostawił go krzyczącego i płaczącego zbyt długo, więc posprzątałem podwórko i zaspokoiłem go w krótkich okresach.
Tak więc tam byłem, ciągnąc się za czerwonym wozem i pochylając się co 20 sekund, aby podnieść patyki… ale przynajmniej sam je podniosłem. Trzeba było też walczyć z tysiącami sadzonek helikopterów klonowych. Dmuchawa do liści błyskawicznie rozwiałaby bałagan, ale jego głośny silnik wprawił Bena w furię przerażających łez. Mogłem tylko grabić i zamiatać, co ledwo pomogło.
Stopniowo napełniałem torby. Przekazanie ich do centrum recyklingu oznaczało restrukturyzację tylnej części mojego jeepa i prowadzenie pojazdu pełnego obrzuconego pyłkami skrawka wokół z małym dzieckiem. To też nie było zabawne.
Chociaż jest jeszcze wiele do zrobienia, przynajmniej wróciłem do samodzielnego zarządzania pracą w stoczni - aczkolwiek w odstępach pięciominutowych. Zrezygnowałem z możliwości umycia mojego patio, dopóki nie wejdzie do całodniowego przedszkola, ale pogodziłem się z tym.
Jesienią Ben idzie do przedszkola w niepełnym wymiarze godzin. Zrezygnuję z kilku popołudni, aby grabić liście, aby zachować spokój w naszym sąsiedztwie. A jeśli chodzi o podwórko, mam nadzieję, że nowy domek Bena sprawi, że będzie wystarczająco zajęty, żebym mógł poradzić sobie z pracą w ogrodzie… przynajmniej w 10-minutowych odcinkach.
Jedno jest pewne: nie mam nic przeciwko temu, żeby pozwolił liściom gromadzić się wokół jego teatru. W końcu nikt nie jest idealny.