Moja przyjaciółka Mari mieszka w naszym budynku od 12 lat. Przeprowadziłem się kilka lat temu, a w zeszłym tygodniu moja przyjaciółka Eve przeprowadziła się korytarzem po zakończeniu długotrwałego związku. Jesteśmy trzema samotnymi kobietami mieszkającymi na jednym piętrze - lub w odległości jednego scenariusza od naszego własnego sitcomu. Sytuacja pozwala nam czerpać korzyści z posiadania współlokatora - zaimprowizowane koszule nocne, festyny chorych i wspólne obiady, które w rzeczywistości miały miejsce w tym tygodniu - bez kłótni o naczynia (więcej na ten temat później).
Pomysł na kolację, choć nie nowy, pojawił się, gdy Eve wspomniała, że jej przyjaciółka z Dystryktu Misyjnego gotuje dla swoich sąsiadów każdy noc, co może być rzadkim przypadkiem, ale sześcioosobowa grupa stała się nieco miejską rodziną i robi to od lat (wszyscy jedzą). Zdecydowaliśmy się co tydzień kolacje sąsiedzkie, ponieważ a) pasuje do naszych napiętych harmonogramów, b) lubimy się nawzajem i dobrze byłoby nadrobić zaległości nasze tygodnie ic) wszyscy lubimy gotować, ale zawsze fajniej jest mieć przyjaciół, z którymi gotować i jeść wyszukane posiłek. Każdy z nas na zmianę kupuje i gotuje posiłek według jednej zasady: wina BYO. Postanowiliśmy też, za namową naszego pierwszego gospodarza, zmusić kucharza do zmywania naczyń (i tak wszyscy to skończymy i wszyscy dostaniemy wolny wieczór od gotowania i potraw). Zobaczymy, czy nasze harmonogramy pozwolą nam to utrzymać, ale sądząc po festynie śmiechu w niedzielę, jestem pewien, że tak będzie.