Tak więc zaczął się e-mail, który otrzymałem zeszłej wiosny od faceta, którego nazwiemy Chris. Moje małe mieszkanie było na rynku, notowane u miłego agenta w zwykłej firmie z branży nieruchomości. Pośrednicy i poszukiwacze mieszkań przemierzali to miejsce codziennie, wyrzucając mnie, by zajrzałam do lodówki i dyskredytuję spiralne schody. Po kilku tygodniach dwóch kupujących było zainteresowanych. Rozpoczęła się wojna licytacyjna (a przynajmniej bójka).
Nie wiedziałem wiele o imprezach pojedynkowych poza warunkami ich ofert. Na początku nie. Ale teraz był kupujący 1, wszystko w mojej skrzynce odbiorczej. Wyśledził mnie w Internecie i pomyślał, że rozsądnie byłoby wysłać mi osobisty stół za pośrednictwem mojego konta służbowego.
Przyszedłem zobaczyć twoje mieszkanie kilka tygodni temu z moją dziewczyną i od razu wiedzieliśmy, że to prawda, wyjaśnił jego e-mail. Byliśmy w 100% zakochani w twoim domu i byliśmy pewni, że wszystko jest ustawione. Prawda: Chris pierwszy licytował jednostkę, a ja ustnie zaakceptowałem jego ofertę. Było blisko mojej ceny wywoławczej, z 30-procentową zaliczką i wstępną akceptacją kredytu hipotecznego na saldo. Solidne rzeczy. Byłem podekscytowany.
Zanim jednak zdołaliśmy podpisać umowę, kupiłem 2. To facet oferował więcej pieniędzy. Cała gotówka. Szybsze zamykanie. Jeśli oferta 1 była solidna, oferta 2 wydawała się pewnym wyborem.
W obawie, że przegra, Chris postanowił ominąć naszych agentów i skontaktować się ze mną osobiście. Przepraszam, że tak do was docieramy, ale jesteśmy zagubieni, on napisał. Robię to w nadziei, że bezpośrednia komunikacja zapozna Cię z tym, kim jesteśmy.
Chociaż nie ma żadnych zasad dotyczących kupujących i sprzedających negocjujących jeden na jednego, wielu profesjonalistów przestrzega tej praktyki. W sprawach domowych uczucia mogą coś zepsuć. Oferty kończą się niekorzystnie dla niektórych stron lub po prostu rozpadają się.
E-mail Chrisa został zamknięty aluzją do jakiejś niedawnej tragedii w jego życiu. On i jego dziewczyna szukali stabilności i poczucia przynależności. To mieszkanie jest miejscem, w którym chcielibyśmy założyć nową rodzinę i zacząć od nowa, on napisał. Czy zastanowiłbym się, czy nie usiąść do rozmowy telefonicznej - tylko nas dwoje, aby go wysłuchać?
Byłem ciekawy, czy emocjonalna prośba wpłynie na mój osąd. Więc wbrew radom mojego agenta („Grasz ogniem !!!”), zgodziłem się porozmawiać z Chrisem. A raczej: do rozmowy przez Chrisa. Podczas naszej godzinnej rozmowy tego wieczoru - którą nagrałem i transkrybowałem, ponieważ… nie wiem. Dowód? Na wypadek, gdyby się pojawił i zatłukł mnie skrytką? - Przeważnie milczałem. Słyszałem o jego rodzinie na Staten Island. O tym, jak był wariatem muzycznym, tak jak ja. Jak w ogóle mieliśmy ta sama kanapa. Czy nie byłoby dziwnie, gdybyśmy się zaprzyjaźnili i za kilka miesięcy cieszyliśmy się z wielkiego śmiechu z powodu tych bzdur podczas kolacji w mieście? (Tak, to byłoby dziwne, potwierdziłem).
Chris nie był złym facetem. Ale nie był też zwycięskim licytującym. W końcu wybrałem bezlitosną ścieżkę najemników i sprzedałem je Kwikowi Cashowi.
Rok później czasem zastanawiam się, czy to był właściwy wybór. Czy nowy właściciel kocha to miejsce tak samo jak Chris? Trudno powiedzieć. Moi byli sąsiedzi mówią mi, że nigdy nie spotkali tego faceta.