Jeśli próbujesz przekonać rodzinę do stołu dziś wieczorem i każdej nocy (i napotykasz opór), zachęcam do wytrwania. Moje (czasem zmuszone!) Rodzinne obiady dały mi wspaniałe prezenty, które wciąż doceniam dzisiaj, wiele lat później. Czym oni są?
Mimo że mogłem porozmawiać z rodziną w każdej chwili, czas na kolację był inny. Miejsce i miejsce, w którym wszyscy byli dostępni, otwarci i zainteresowani (no cóż, zrzędliwa nastolatka na bok). Jako dziecko obiad był dla mnie platformą do pokazania tego, czego się nauczyłem tego dnia lub zadawania pytań. Nie musiałem przerywać niczyjej pracy, żeby powiedzieć mój utwór, był to ustalony czas, kiedy wiedziałem, że będę miał okazję porozmawiać z rodziną i to zawsze sprawiało mi przyjemność.
To znaczy maniery przy stole. Nie miało znaczenia, co było w menu, obiad oznaczał serwetki, siedzenie prosto i żucie z zamkniętymi ustami. Wiedziałem, jak trzymać widelec, ale także jak jeść pałeczkami. Cenne lekcje wszystkie.
Zanim zacząłem gotować, zjedzenie obiadu z rodziną dało mi szansę na poznanie jedzenia. Niemal nienawidzę tego przyznać, ale zmuszanie mnie do jedzenia tego, co było na moim talerzu (niezależnie od tego, czy byłem w to zamieszany, czy nie!) Zwykle się opłacało, gdy znalazłem nowego faworyta. Nawyk mówienia mamie o tym, co było w każdym przygotowanym przez nią naczyniu, naprawdę pomógł mi docenić moje jedzenie i wskazać rzeczy, które szczególnie kochałem - nawyk, który cieszę się, że mam dzisiaj.
Kiedy nie rozmawialiśmy o jedzeniu, moja rodzina czasami rozmawiała o polityce, sprawach społecznych i... bieżące wydarzenia i kiedy miałem opinię na ten temat, zachęcono mnie do zbadania, dlaczego tak się czuję tak jak ja to zrobiłem. Nie mogłem po prostu wydawać ogólnych oświadczeń, które nie miałyby nic na poparcie. Musiałem przemyśleć swoje opinie, być informowanym i podejmować własne decyzje, a nie tylko powtarzać to, co słyszałem gdzie indziej. Nauczył mnie myśleć sam za siebie.